Forum dyskusyjne internetowego serwisu
Polskiego Towarzystwa Miłośników Orchidei http://www.storczyki.org.pl
Drodzy Państwo, nie da się ukryć, że popadłam w "chorobę storczykową", a moje pytanie brzmi - do jakiego stopnia zaawansowania choroba ta może dojść?
Moje objawy polegaja na:
kilka razy dziennie oglądam "mikroskopowo" swoje "okazy", tak, że prawie nie zauważam znaczących postępów we wzroście, każdy nowy pęd, pseudobulwa, liść utwierdza mnie, że jestem niewiadomo kim, każda plamka wzbudza mój najwyższy niepokój - przez tygodnie oglądam fizjonomię tychże. Frustrujące są chwile, w których uświadamiam sobie, że brak mi orchidarium , szklarni lub fachowego osprzętu. Denerwuje mnie nasz morski klimat, który zimą jest bardzo chmurny i mroczny, bo storczyki wyraźnie źle znoszą tę ciemnicę.
Pozostałą, wolną chwilę poświęcam na "wymyślanie" sposobów na zdobycie kolejnego, przecenionego, lub nie, okazu. Obecnie z braku środków wymyślam sposoby "na zapas" na rok przyszły, aby powiększyć malutkie grono. Suma sumarum to daje sporą część doby. A co bedzie dalej? Czy może byc gorzej?